Wreszcie mogę odetchnąć z ulgą i zasiąść do blogowania.
Dziś kilka słów o szczotce, którą mam dość długo a ciągle nie było okazji do napisania.
Odkąd tylko pamiętam nienawidziłam się czesać, a szczególnie gdy robił to ktoś inny. Mam tak do dziś, nie chodzę do fryzjera, bo nie lubię gdy ktoś dotyka moich włosów. Fobia? Chyba nie. Po prostu zawsze miałam dość cienkie włosy, a że było ich sporo, to czesanie nie należało do najprzyjemniejszych. Włosy zawsze mi się plątały, a rozczesywanie ich wyciskało wiele łez.
Gdy usłyszałam o szczotkach Tangle Teezer od razu pomyślałam, że to jest to! Wertując Allegro natknęłam się jednak na tańszą wersję, a że opinie w necie były dobre... No!
A teraz konkrety: szczotka w całości wykonana jest z plastiku, łatwo ją umyć i wybierać z niej włosy. Ma dwa rodzaje wypustek: krótkie i długie. Jedne i drugie są dość miękkie, przez co nie ciągną włosów i nie drapią skóry głowy.
Z czasem igiełki wyginają się trochę, ale nie ma to najmniejszego znaczenia podczas użytkowania.
Dtangler bardzo dobrze leży w dłoni, a dzięki rączce można trzymać szczotkę dwojako.
Podsumowując chciałam tylko dodać, że do tradycyjnej szczotki nie powrócę =)
A Wy używałyście tego typu szczotek?
Buziaki,
Aga