Obserwatorzy

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Płyn do kąpieli Original Source Mango & Macadamia - recenzja

To mój pierwszy produkt tej firmy. Aż się dziwię, że tak długo opierałam się szumowi w blogosferze na temat żeli OS czy właśnie płynów do kąpieli. 
Płyn do kąpieli zawsze staram się mieć w łazience, a już na pewno w okresie jesienno-zimowych, kiedy to gorąca kąpiel jest rytuałem =)


Płyn, który wybrałam ma mleczno-pomarańczowy kolor i zamknięty jest w 500ml butelce. 
Początkowo bałam się, że szeroka szyjka butelki będzie sprawiała, że przy pierwszym użyciu wyleję do wanny połowę płynu. Na szczęście nie jest to takie proste =)


Zapach jest dość słodki i mdły, mimo mango. Wydaje mi się, że w cieplejszych miesiącach niezbyt chętnie otulałabym się takimi aromatami, ale na zimę był jak znalazł. Na szczęście zapach nie utrzymuje się na ciele, przynajmniej ja tego nie zarejestrowałam.  

skład:

Jeśli chodzi o powstałą pianę, bo chyba to jest jednym z najważniejszych czynników przy wyborze płynu, to jest jej dość sporo. Nie tworzy się momentalnie, ale przy pomocy słuchawki prysznicowej można troszkę pomóc. Piania nie znika za szybko co niestety często ma miejsce przy innych płynach. 

Cena: 10zł/500ml (ale warto zaczekać na promocję)
Ogólna ocena: 4,5/5

Na pewno jeszcze kupię płyny tej marki, ale w innym wydaniu zapachowym. 

A Wy jakich macie ulubieńców kąpielowych?

Pozdrawiam,
Aga

niedziela, 27 stycznia 2013

Mineral Care – Aloe Vera Gel - recenzja

Żel ten pochodzi jeszcze z Kissboxa... kiedy to było?
Nie powiem, żeby łatwo się go zużywało. 



Opakowanie to tubka o pojemności 125ml. Mimo, że pojemność nie jest zbyt duża, to żel starczył mi na naprawdę długo. A wszystko za sprawą tego, że nie miałam jak a raczej do czego go zużyć.
Produkt skierowany jest do posiadaczek wszystkich rodzajów cery i można używać go do całego ciała.

Kilka słów od producenta: 

Nie używałam go po opalaniu (może w tym wypadku sprawdził by się lepiej). Za to służył mi do mycia podrażnionej skóry, np. po depilacji. 
Bezbarwny żel ma przyjemną, gładką konsystencję, bez drobinek czy innych niepotrzebnych zapełniaczy. Jest średniogęsty, przez co nie wylewa się z opakowania, ale i nie ucieka z ręki jak jest w przypadku bardzo gęstych żeli.
W opakowaniu wygląda rewelacyjnie dzięki zatopionym bąbelkom powietrza, które znikają po wydobyciu produktu na rękę. 
Najbardziej nie podobało mi się w nim to, że się nie pienił, a po umyciu nim nie czułam się umyta. 
Dużym plusem na pewno jest brak intensywnego zapachu. Żel też nie zawiera parabenów.


Skład:

Cena: 29zł
Ogólna ocena: 3/5

Czy kupię ponownie? Na pewno nie!
Nie zauważyłam specjalnych właściwości kojących, a na podrażnioną skórę zdecydowanie wolę wodę termalną. 
Żel nie zrobił mi krzywdy ale i nie zrobił nic dobrego =)

A Wy próbowałyście tego specyfiku?

Pozdrawiam, 
Aga


piątek, 18 stycznia 2013

KONKURS!!! Tymon rozdaje prezenty od firmy MAM.

Niedługo Tymonek skończy roczek (jak ten czas szybko minął).
Z tej okazji dzięki uprzejmości firmy MAM Baby organizuję dla Was rozdanie. 
Zapraszam do udziału nie tylko mamy ale ciocie, siostry (płeć mniej piękna również mile widziana =P)


Zasady są bardzo proste, wystarczy, że pokażecie mi jak śpią Wasze dzieci
Nagrody do zdobycia:

MAM Learn To Drink - kolor do wyboru (niebieski, zielony, różowy). 

MAM First Brush - kolor do wyboru (różowy lub zielony)



Jak widzicie nagrody są dwie, tak więc i zwycięzców będzie dwóch. Jedno zdjęcie wybiorę ja (z pomocą przedstawicielki firmy MAM Baby), a nagrodę dodatkową (szczoteczkę) wylosuje Tymek.
Zdjęcia będą publikowane na bieżąco na blogu KLIK.

Na zgłoszenia czekam do 13 lutego do godz. 23:59. Wyniki ogłosimy z Tymonem w jego urodziny tj. 14 lutego 2013r. w godzinach popołudniowo-wieczornych. 


Aby wziąć udział w konkursie należy:
1. Być publicznym obserwatorem bloga: Codziennik-Agnusbe.
2. Polubić MAM Baby na FB.
3. Wysłać zdjęcie śpiącego dzieciaczka (nie ważne w jakiej pozycji =P) na adres: agnusbe@gmail.com (możecie dodać imię szkraba to nie będzie tak anonimowo =P)
4. Będzie mi bardzo miło jeśli wspomnicie o tym konkursie na swoim blogu lub FB.
5. Zostawcie komentarz pod tym postem w formie:

Obserwuję blog jako: nick.
Lubię MAM na FB: Imię + pierwsze 3 litery nazwiska.
Adres email: proszę o podanie adresu, z którego jest wysłane zdjęcie, będzie mi łatwiej to ogarnąć.



czwartek, 17 stycznia 2013

Glossybox - Styczeń 2013


Wokół styczniowego pudełka było dużo szumu, wiadomo było, że pudełko będzie w innym kolorze, a kosmetyki będą nawiązywały do karnawału.


Czy pudełko spełniło karnawałowe oczekiwania? Hmm, oceńcie same.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to maseczka do spania... Nawet tego nie skomentuję, bo chyba wolałabym jej nie dostać.

Przejdźmy do kosmetyków: 
1. BLUMARINE - My Bath Gel Innamorata, czyli żel do kąpieli. 
(wartość: 130zł/200ml - 19,50zł/30ml) 
Moje oczekiwania wobec żeli nie są wygórowane, ale wobec tego (zważając na cenę) chyba będą niesamowicie wysokie.
2. BLUMARINE - My Body Lotion Innamorata, czyli balsam do ciała.
(wartość: 150zł/200ml - 22,50zł/30ml)

3. KRYOLAN DLA GB - Róż w odcieniu Glossy Pink.
 (wartość: 50zł/2,5g)

4. SCHWARZKOPF PROFESSIONAL - Maseczka do pielęgnacji końcowej BC Oil Miracle.
(wartość: 90zł/100ml - 4,50zł/5ml)


5. SIQUENS - Krem do skóry odwodnionej i przesuszonej MedExpert.
(wartość: 30zł/30ml) 

W tym miesiącu otwierając pudełko nie poczułam tego czegoś =)
W sumie najbardziej cieszą mnie dwa ostatnie produkty, które w sumie kosztowały najmniej. Wydaje mi się, że żel i balsam nie powinny być traktowane jako odrębne produkty...

No cóż, niczego mi nie urwało, a Wam?
Pozdrawiam,
Aga

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Płyn micelarny Dermedic Hydrain3 Hialuro - recenzja

Płyn micelarny to nieodłączny element mojej codziennej pielęgnacji. Wręcz nie wyobrażam sobie umycia buzi czymkolwiek innym. 
Dziś chciałabym Wam przedstawić micela z Dermedic. 

Płyn przeznaczony jest do skóry suchej, bardzo suchej i odwodnionej - czyli w sam raz dla mnie.

 Produkt zamknięty jest w 200ml butelce o bardzo wygodnym zamknięciu. Nie ma mowy o wylewaniu się płynu gdy butelka leży. 

Płyn moim zdaniem cudownie pachnie, choć ten zapach większość osób może drażnić (kojarzy mi się z galanterią skórzaną). 
Micel dobrze oczyszcza skórę, nie podrażnia oczu nawet gdy dostanie się pod powieki. Nie powoduje też uczucia ściągania czy pieczenia. Skóra po nim jest odświeżona.
Jak wiecie nie zmywam makijażu płynem micelarnym tylko olejkami, ale sprawdziłam jak Dermedic sobie z tym radzi. W moim odczuciu wypada całkiem nieźle. Wiadomo nad oczami trzeba troszkę popracować, ale makijaż cały schodzi (niewodoodporny).

Skład:

Co ciekawe pieni się podobnie jak Ziaja o której już Wam pisałam (KLIK). Hahaha teraz to mój nieodłączny sposób na sprawdzanie micelków. Nie wiem w czym problem i czy tak powinno być.

Sam płyn jest jednym w moich ulubionych i chętnie do niego powrócę jeśli uda się go kupić w tak dobrej cenie jak ostatnio (płaciłam 10zł na promocji w SP). 

Ogólna ocena 4,5/5

Znacie? Lubicie?

sobota, 12 stycznia 2013

Zestaw do karmienia MAM - recenzja


Miseczek Tymonek ma dwa rodzaje: obiadkowe i kaszkowo-deserkowe.
Do tego drugiego grona zaliczam miseczkę MAM, o której dziś napiszę.

  

Z racji, że miska ma dwie komory idealnie sprawdza się do kaszek, które zawsze małemu podaje z owocami. Nic się nie miesza i nie tworzy rozlazłej papki. Pokrywki na razie nie mam potrzeby używać, ale już mam dla niej zastosowanie w przyszłości, niech tylko Tymon podrośnie. Myślę, że miska z pokrywką idealnie sprawdzi się przy wyjściach na spacer, kiedy dzieci co chwilę są głodne. Z jednej strony malinki, truskawki, jagody a z drugiej jabłuszko lub bananik =) myślę, że zastosowań będzie jeszcze więcej, ale to pokaże czas.


Do kompletu dodana jest łyżeczka, która pod wpływem temperatury zmienia kolor. Oczywiście nie można sugerować się tylko tym podając dziecku posiłek, ale zawsze to fajny gadżet dla nieprzytomnego rodzica po nieprzespanej nocy z ząbkującym maluchem =P
Nasza łyżeczka jest już na stałe przebarwiona od marchewki, którą Tymon pochłaniał w większości posiłków na początku. 



Tu dla porównania zamoczona w gorącej wodzie - od razu zmieniła kolor =)


Jedyną wadą jaką do tej pory odkryłam jest zbyt niska przegroda, dzięki czemu płynne posiłki przy przechyleniu miski przelewają się do sąsiedniej komory mimo zamkniętej pokrywki. 

A jak Wy karmicie swoje maluszki? 
Macie swoje ulubione gadżety do tego?

piątek, 11 stycznia 2013

Olejek Alterra czyli demakijaż dla leniwych...

Tak wiem, że już wszędzie o olejkach Alterry było pełno, ale ja jeszcze o nich nie pisałam =P


 Próbowałam rożnych specyfików do zmywania makijażu: mleczka, płyny micelarne czy te typowo do demakijażu. Nic nie sprawdziło się jednak tak dobrze jak oleje.
Podstawowy zestaw do olejowania twarzy powinien zawierać:
*mieszankę olejów dostosowaną do rodzaju cery,
*ściereczkę z mikrofibry,
*szare mydło do prania ściereczki.
Tak przynajmniej prezentuje się mój zestaw:

Kiedyś sama mieszałam olejki dobierając proporcje odpowiednio do mojej cery, ale zauważyłam, że im mniej oleju rycynowego tym lepiej dla mojej skóry. Dlatego teraz używam gotowej mieszanki z Alterry. W swoim składzie ma olej rycynowy, a także wiele innych:

Lubię olejki z Alterry, są łatwo dostępne (teraz znowu są dostępne), ładnie pachną i przede wszystkim działają tak jak bym tego chciała :)
Teraz butelki z olejkami mają atomizery co niesamowicie ułatwia zadanie, nie trzeba nic przelewać =)

Jak wygląda samo olejowanie? Kilka pompek olejku nanoszę na dłonie i rozgrzewam rozcierając. Następnie wmasowuję w twarz. Z racji, że makijaż oczu jest najmocniejszy, to ten obszar myję na końcu.
Olej ścieram namoczoną w gorącej wodzie ściereczką. Makijaż schodzi w kilka sekund bez podrażnień oczu i skóry. Zazwyczaj powtarzam czynność, aby mieć pewność, że skóra jest czysta.
Po wszystkim piorę ściereczkę szarym mydłem. Jeśli zdecydujecie się prać ją w pralce, to należy pamiętać, że do prania z mikrofibrą nie powinno dodawać się płynu do płukania tkanin.
Olejowanie zajmuje mi nie więcej jak 3 minutki. Skóra nie jest podrażniona i ściągnięta jak w przypadku innych metod.
Na koniec przemywam twarz płynem micelarnym i nakładam kremik.

A jak wygląda Wasz demakijaż?
Może też stosujecie metodę OCM, podzielcie się swoją opinią.

Pozdrawiam,
Aga

czwartek, 10 stycznia 2013

Żel pod prysznic Wellness & Beauty trawa cytrynowa i bambus - recenzja

Żele tej firmy są chyba jednymi z moich ulubionych. 
Jak już pisałam wielokrotnie od żelu nie wymagam zbyt wiele: ma myć i ładnie pachnieć. Wydaje mi się, że wszystkie obietnice odnośnie pielęgnacji itd mają się na nic, bo tak czy siak balsamu czy innego smarowidła użyć trzeba.


A wracając do żelu...
Zamknięty jest w fajnym opakowaniu o pojemności 200ml.  Łatwo je utrzymać w czystości, nic nie ucieka, nie klei się i nie brudzi.


Kilka słów od producenta:

Sam zapach nie powala mnie na kolana, bo nie jestem zwolenniczką trawy cytrynowej, ale brzydki też nie jest.
Żel dobrze myje i ładnie się pieni. Konsystencję ma w sam raz. W użyciu jest lekko tłustawy, jakby dużo bardziej śliski niż przeciętny żel.


Perełki olejkowe =) o których wspomina producent.


skład:

Nie ma co się rozpływać na tym żelem, ale zarzucić tez mu nic nie można. Na pewno jeszcze nie raz kupię tylko inne zapachy =)
Cena: 5,40zł, ale często można dostać go w promocji.
Ogólna ocena: 4/5

A jak Wam się podobają te żele? Może polecicie jakiś zapach?

Pozdrawiam,
Aga

środa, 9 stycznia 2013

Art de Lautrec - lakier nr 34

Kiedy ostatnio pokazywałam Wam moje paznokcie? Chyba tak dawno, że sama nie pamiętam =( 
Dziś noszę Art de Lautrec w numerze 34.
Nie wiem czemu tak bardo lubię lakiery tej firmy. Obawiam się, że za kształt buteleczki =P


Dobrze, ale zacznijmy od początku. 
Lakier zamknięty jest w ślicznej butelce ( w kształcie klepsydry? ) o pojemności 12ml.
Pędzelek dość tradycyjny, taki w sam raz. Tylko ze względu na wysokość butelki jest dość długi co przysparza mi sporo problemów podczas nakładania lakieru.
Jeśli chodzi o samą emalię, to główną jej wadą jest to, że wygląda inaczej w butelce niż na paznokciu. Zdjęcie tego nie oddaje, ale w lakierze zatopione są mikroskopijne drobinki, które powinny pięknie połyskiwać na płytce, a niestety jest to widoczne tylko w butelce. 

Tu udało się troszkę "złapać" mieniący efekt, niestety cuda to nie są.

Lakier wytrzymuje na mich paznokciach tyle co inne, ani dłużej ani krócej. Na szczęście nie smuży i nie bąbluje. Mimo, że ma dość dobre krycie użyłam dwóch warstw. 
Nie wyobrażam sobie używać go bez przyspieszacza wysychania, bo schnie naprawdę długo. 
Dość dużym plusem jest to, że podczas zmywania go z paznokci nie barwi skórek wokół.

Tradycyjnie do malowania paznokci użyłam odżywki Eveline i Seche Vite.

Cena: ok. 8zł
Ogólna ocena: 4/5


wtorek, 8 stycznia 2013

Seche Vite top coat idealny - recenzja

Odkąd pamiętam moją największą zmorą podczas malowania paznokci było ich suszenie. 
Dziwiłam się jakim cudem można mieć pięknie pomalowane paznokcie bez odciśnięć, bez poprawek... 
Należę do osób niecierpliwych i nie potrafię wysiedzieć pół godziny w miejscu, a co dopiero dłużej, gdy niektóre lakiery potrzebują co najmniej dwóch godzin. Dodatkowo baza... No nie umiem sobie wyobrazić życia bez szybkoschnącego top coatu.  


Zdecydowałam się na zestaw: tradycyjna buteleczka lakieru + butla do uzupełniania. Mam go już dość długo a ubytek jak widać jest niewielki. 
Do zestawu dołączona jest nakrętka w kształcie lejka co ułatwia przelewanie lakieru. Z racji, że Seche Vite nie wysycha jak tradycyjny lakier, łatwo czyści się tą nakrętkę. W jego przypadku tworzy się pewnego rodzaju skorupka, którą w całości zdejmuje się bez żadnego problemu.

A teraz kilka zalet samego produktu:
* szybko schnie - dla mnie to priorytet, szczególnie teraz gdy czasami mam zaledwie pół godziny na pomalowanie paznokci. Seche Vite tworzy na paznokciu powłokę, która w kilka min jest sucha mimo, że lakier pod spodem jeszcze jest miękki. 
* utwardza lakier/paznokcie - nie wiem czy napisać lakier czy paznokcie. W zasadzie nie wpływa na stan paznokci, ale gdy są pomalowane lakierem i Seche'm są dużo twardsze i mniej podatne na złamania.
* zabezpiecza lakier przed ścieraniem się i odpryskiwaniem - bez top coatu mój manicure nie wytrzymuje nawet jednej doby. Wystarczy, że sprzątam czy myję naczynia i po chwili są pierwsze odpryski =/ 
* nabłyszcza - tą zaletę wymieniam na końcu bo jest dla mnie najmniej istotna. Ale trzeba przyznać, że na paznokciach po tym lakierze tworzy się szklana tafla.

Seche niestety ma też wady:
* szybko gęstnieje w butelce - chyba najgorsza wada tego lakieru. Kilka użyć i robi się ciągnący. Połowa butelki mogłaby iść do kosza gdyby nie rozcieńczalnik, którego używam. Czasami mam wrażenie, że jest go tam więcej niż samego lakieru =) tyle razy go dodawałam.  
* ściąga lakier podczas wysychania - tym top coatem trzeba posługiwać się dość precyzyjnie, ponieważ kurczy się wysychając. Należy dokładnie pokryć kolorowy lakier, bo inaczej wygląda dość nieestetycznie. Szczególnie jest to trudne gdy Seche robi się gęsty.

Jak same widzicie Seche Vite ma zdecydowanie więcej zalet niż wad. Uważam, że to najlepszy top coat spośród tych, z którymi miałam do czynienia.
Na pewno szybko go nie zmienię (szczególnie, że w butli zostało ponad 100ml lakieru :P)

Cena takiego zestawu na allegro 71-100zł
Tradycyjne 14ml buteleczki dużo tańsze =)
Ogólna ocena: 4,5/5


Używacie? A może macie inne faworyty?
Pozdrawiam,
Aga

Fotoskrót grudnia 2012

Kolejny miesiąc przeleciał z prędkością światła...
Zawsze obiecuję sobie robić więcej fot, ale jak zawsze okazuje się, że zrobiłam ich tylko kilka =P
Oto grudzień z perspektywy mojego telefonu:

Wybrałam piżamkę w kratę =)

Lubię mój widok z okna, szczególnie gdy jest śnieg.

Śniadanie mistrzów: omlet z serem i szynką, a do tego pomidorki z cebulą.

Jak zwykle nie może zabraknąć Tymonka. W tym miesiącu królują zdjęcia z serii: "jak śpi twoje dziecko"
... że go szyja od takiej pozycji nie boli =/

Elmo pilnuje =)

A tu Tymonek pilnuje Elmo =P

Tak, nasz syn uwielbia spać z pluszakami... im więcej, tym lepiej.

Po co gryzak? Jest łóżeczko mamo!

Gdy humor nie dopisuje, a w wózeczku jest za nudno...

Jak to prezentu nie będzie??? =(

Wprawdzie to już po północy, ale jako, że zakończenie roku 2012, zdjęcie zaliczam do grudnia.

A jak Wam minął ten miesiąc?
Pozdrawiam,
Aga